Strona główna » Pracował w Zakładach Mięsnych w Kole. „Panie, kiedyś to były czasy, jak się mięso kroiło”
Koło

Pracował w Zakładach Mięsnych w Kole. „Panie, kiedyś to były czasy, jak się mięso kroiło”

Panie, panowie, młodsze pokolenie może nie pamiętać, ale w tych dawnych czasach Zakłady Mięsne w Kole miały swoją niezrównaną magię! Kiedyś nie było tak łatwo zdobyć kawałka porządnego mięsa – a właściwie, to zdobywało się je czasami w sposób, który dzisiaj brzmi jak z opowieści kryminalnych. Mowa o tych słynnych „wyjątkowych momentach”, gdy niektórzy pracownicy wychodzili z zakładu z torbą pełną mięsa, które – delikatnie mówiąc – nie zawsze trafiło na ladę sprzedaży.

Wynoszenie mięsa z zakładów mięsnych w Kole stało się niemal legendą, którą starsze pokolenia przekazywały młodszym. Oczywiście, nie chodziło o jakieś wielkie przemiany w przemyśle mięsnym, ale o małe, nielegalne „przemieszczanie” kawałków schabu, kiełbasy czy boczku, które znalazły się w niepowołanych rękach.

„No panie, to była szkoła życia!” – opowiadają starsi, wspominając czasy, kiedy wśród pracowników, w chłodniach i na zapleczu, panowała swoista „tolerancja” dla tych, którzy wiedzieli, jak znaleźć okazję. I tak, bez zbędnych formalności, niektórzy potrafili wyjść z zakładu z kawałkiem mięsa, o którym później nikt nie miał pojęcia.

Zanim zaczęło się „wynoszenie”, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Najpierw, gdy nikt nie patrzył, trzeba było cicho przejść obok zaplecza, zamaskować intencje i wybrać odpowiedni kawałek. Rzeźnik, zajęty swoją pracą, nie zauważał, jak w ręce trafił schab, który nie trafił na wagę. Ale przecież nikt nie mówił głośno, że coś jest nie tak! Pracownicy Zakładów Mięsnych mieli swoje tajemnice, a wyniesienie kawałka mięsa było po prostu jednym z tych sekretów, które krążyły wśród kolegów.

Oczywiście, wszystko musiało odbywać się dyskretnie. Torba na ramieniu, a w niej kawałek mięsa, którego w teorii nie powinno tam być. A potem, to już tylko czekać, aż kolejne dni pokażą, co się wydarzyło. Ale, jak to mówią, każdy, kto brał udział w tym procederze, doskonale wiedział, że to nie była żadna przestępcza działalność, a raczej… „chwilowa zguba”, która nigdy nie została zauważona.

Tak, panie, kiedyś to były czasy! Dziś już nikt nie wynosi mięsa z zakładów, nie ma już tej atmosfery. Wszystko jest kontrolowane, a na każdym rogu czai się kamera. Ale wtedy? Wtedy wystarczyło tylko sprytnie przejść obok, uśmiechnąć się i – nie wiedzieć czemu – wychodziło się z torbą pełną smakołyków.

Panie, wspomnienia pozostaną, a Zakłady Mięsne w Kole były jednym z tych miejsc, gdzie pracownicy – zamiast tylko kroić – potrafili też “zabierać” coś dla siebie. A kto nie był częścią tej tajemnej sieci, ten nie wie, co to znaczy „skroić mięso”.

Powrót

Skomentuj

Kliknij tutaj i dodaj komentarz






Pomysł na smaczny obiad